Cieszą, smucą, ekscytują, przerażają. Oczekujemy ich ze
zniecierpliwieniem, obawiamy się. Przynoszą ulgę, czasem rozpacz.
Ukochane, znienawidzone, niemożliwe do powstrzymania, nieuniknione.
Zmiany.
Możemy sobie chcieć, możemy nie chcieć, możemy, bo kto nam zabroni? Ale choćbyśmy stanęli na głowie, i poruszyli niebo, i ziemię, i nawet jeszcze więcej
czas płynie.
Wciąż, nieubłaganie, niosąc zmiany ze sobą.
Taka już kolej rzeczy, że następują po kolei, chronologicznie, jedna za drugą, według odgórnie narzuconej, niezmiennej zasady. Tej samej zasady, która karze człowiekowi iść do przodu. Możemy się szamotać, zapierać z całych sił, próbować i próbować. Ale czas nigdy się nie wycofuje, nigdy nie odpoczywa, zawsze pędzi naprzód i ciągnie nas za sobą. To proces, którego nie zatrzymasz, synu, witaj w maszynie, idealnie pracującej, bez zarzutów, całą wieczność, od początku do końca.
Nic nie spotyka nas dwa razy, nic się nie powtarza. Czasem ciężko to zaakceptować.
Chcemy być jak on, czy ona, chcemy zrobić to, i jeszcze tamto, zdobyć ten szczyt, o, zapomniałabym, to też nam się całkiem podoba, więc i tego chcemy dosięgnąć, a odkryć coś jeszcze innego. Ale to już nie czeka, to już za nami, to już minęło.
Już.
On już był, ona też, to już jest zrobione, szczyt już zdobyty, ktoś już to odkrył, ktoś już tu dotarł, ktoś to już zabrał.
Ktoś już to zmienił, bo do ludzi należy zmieniać świat.
Do nas.
Musimy dać coś z siebie, gonić uciekający, wymykający się przez palce kolejny dzień. Na nowo osiągać, na nowo tworzyć, zostawiać po sobie ślady póki jest nam dane. Chłonąć rzeczywistość, nie oglądać się za siebie, bo oglądanie się za siebie nic nie przynosi, zostawiamy to za plecami, bo tam nie ma już nic nowego, nic co nas zaskoczy, a my potrzebujemy zmian, choć nie chcemy tego przyznać, potrzebujemy niczym tlenu.
Zmiany nie są dobre, lub złe, zmiany są niezbędne. Trzeba pozostawać w ciągłym ruchu, trzeba postępować, trzeba dążyć do nieistniejącej perfekcji, perfekcji, której nigdy nie osiągniemy, ale trzeba podejść jak najbliżej.
Do nas, małych, kruchych, których sprzeciw nic nie znaczy, należy jedynie decyzja. Do nas należy, nikt jej za nas nie podejmie, nikogo nawet nie interesuje, bo to decyzja nasza, która nas dotyczy, tylko i wyłącznie.
Co z tą przyszłością? Rzucić się w jej wir, biec, upadać, podnosić się, czuć, kochać, kreować, zaryzykować wszystko dla niczego… Żyć? Czy w pozycji bezpiecznej, wciąż klęczeć?
Ukochane, znienawidzone, niemożliwe do powstrzymania, nieuniknione.
Zmiany.
Możemy sobie chcieć, możemy nie chcieć, możemy, bo kto nam zabroni? Ale choćbyśmy stanęli na głowie, i poruszyli niebo, i ziemię, i nawet jeszcze więcej
czas płynie.
Wciąż, nieubłaganie, niosąc zmiany ze sobą.
Taka już kolej rzeczy, że następują po kolei, chronologicznie, jedna za drugą, według odgórnie narzuconej, niezmiennej zasady. Tej samej zasady, która karze człowiekowi iść do przodu. Możemy się szamotać, zapierać z całych sił, próbować i próbować. Ale czas nigdy się nie wycofuje, nigdy nie odpoczywa, zawsze pędzi naprzód i ciągnie nas za sobą. To proces, którego nie zatrzymasz, synu, witaj w maszynie, idealnie pracującej, bez zarzutów, całą wieczność, od początku do końca.
Nic nie spotyka nas dwa razy, nic się nie powtarza. Czasem ciężko to zaakceptować.
Chcemy być jak on, czy ona, chcemy zrobić to, i jeszcze tamto, zdobyć ten szczyt, o, zapomniałabym, to też nam się całkiem podoba, więc i tego chcemy dosięgnąć, a odkryć coś jeszcze innego. Ale to już nie czeka, to już za nami, to już minęło.
Już.
On już był, ona też, to już jest zrobione, szczyt już zdobyty, ktoś już to odkrył, ktoś już tu dotarł, ktoś to już zabrał.
Ktoś już to zmienił, bo do ludzi należy zmieniać świat.
Do nas.
Musimy dać coś z siebie, gonić uciekający, wymykający się przez palce kolejny dzień. Na nowo osiągać, na nowo tworzyć, zostawiać po sobie ślady póki jest nam dane. Chłonąć rzeczywistość, nie oglądać się za siebie, bo oglądanie się za siebie nic nie przynosi, zostawiamy to za plecami, bo tam nie ma już nic nowego, nic co nas zaskoczy, a my potrzebujemy zmian, choć nie chcemy tego przyznać, potrzebujemy niczym tlenu.
Zmiany nie są dobre, lub złe, zmiany są niezbędne. Trzeba pozostawać w ciągłym ruchu, trzeba postępować, trzeba dążyć do nieistniejącej perfekcji, perfekcji, której nigdy nie osiągniemy, ale trzeba podejść jak najbliżej.
Do nas, małych, kruchych, których sprzeciw nic nie znaczy, należy jedynie decyzja. Do nas należy, nikt jej za nas nie podejmie, nikogo nawet nie interesuje, bo to decyzja nasza, która nas dotyczy, tylko i wyłącznie.
Co z tą przyszłością? Rzucić się w jej wir, biec, upadać, podnosić się, czuć, kochać, kreować, zaryzykować wszystko dla niczego… Żyć? Czy w pozycji bezpiecznej, wciąż klęczeć?
ej też cię kocham
OdpowiedzUsuńu mnie też zmiany, wielkie, chujowo wyszło, ale w końcu jestem szczęśliwa, a to chyba najważniejsze. a kiedy masz urodziny?
wiesz haha przeczytałam sobie twój opis i pomyślałam, że opisujesz mnie
a co do tekstu, nie wypowiem się, bo teraz czuję się jakbym była na pisarskim dnie, a jeszcze wczoraj myślałam, że trochę podskakuję
To takie prawdziwe...
OdpowiedzUsuńCzy mogę już zacząć płakać?
Kocham Cię i nie wiem, co napisać.
Trzymaj się <3
czuję mentalny przytul. odwzajemniam go.
OdpowiedzUsuńrewolucje są fajne, ich powody już niekoniecznie. czasami żałuję, że prawdziwe życie nie jest jak moja postać w Skyrimie - jak mi się nudzi lub coś mi nie wychodzi, zawsze mogę zacząć od początku, od zera.
cóż, ja też przechodzę/przechodziłam/sama nie wiem swego rodzaju kryzys. może powód był błahy, ale załamuję się naklejką 'forever alone', którą widzę na moim czole. całe szczęście jest jeszcze komputer (i zaczynam poważnie obawiać się mojego uzależnienia od niego).
niestety zmian nie zauważam. moja egzystencja jest tak monotonna, że jedyna zmiana jaką ostatnio odczułam to dwa kilogramy tłuszczyku więcej.
jezus, mój komentarz to kipiąca depresja, a nie czuję się aż tak tragicznie. to może zarzucę sucharem o naleśniku: drzewo przewróciło się na leśnika.
Zaparło mi dech... Znalazłam Twojego bloga przypadkiem, ale czytałam twojego wcześniejszego. Może po starej nawie mnie kojarzysz.
OdpowiedzUsuńAle pomijając to.
Strasznie to wszystko mnie urzekło. Przed chwilą przeczytałam wcześniejszego twojego posta i to ma taką MAGIĘ. Nie wspominając już o tym, że moja samoocena znajduje się na poziomie depresyjnym po przeczytaniu czegoś TAKIEGO.
Po prostu Cię kocham. Może to wydawać się dziwne, ale takich ludzi nie da się nie kochać.
Pozdrawiam <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZapraszam cię do mnie, na coś chujowego, jak zwykle, ale mogę obiecać, że z tego wyjdzie coś dobrego, serio!
OdpowiedzUsuńhttp://dwuznacznosc-slow.blogspot.com/
Przed chwilą straciłam wiarę w siebie, chujowo, nie?
OdpowiedzUsuńAle też cię kocham i to bardzo! wiesz... Czasem spoko jet mieć 17 lat.
Bo, kurde, popatrz. Za rok będzie osiemnatska.
Może to i brzmi staro... dobra tez nie chcę osiemnastki.
Tak btw. w Polsce żyją bardzo utalentowani ludzie. Bo ogląam sobie brytyjski xfactor i tam jurorzy płaczą przy chujowym wykonaniu Skinny Love. Żeby usłyszeli jak w Polsce to się śpiewa!
Co u ciebie słychać oprócz kryzysu wieku młodego?
Też kłamię cały czas
OdpowiedzUsuńCzy kłamstwo nie jest piękne? Ehh dobra styczy juz ;_;
Przecież mówię ci, że ja cię kocham. A ja kocham tylko ludzi fajnych,zajebistych i te pe.
I lubię pewnych siebie.
Tak w ogóle to blondynki sa piękne i wcale nie są głupie.
Jestes moja Magda <3
Odchudzalam sie, bylo wszystko super, wazylam 46, a tu okres i wpierdalam wszystko co popadnie:((
No proszę cie. Ja nie lubię biegać.
OdpowiedzUsuńRobię wszystko. Ćwicze z chodakowska, zdrowo się odżywiam.
Ale kurwa biegac nie umiem.
Ale teraz mam okres i chujowo wszystko poszlo się jebac.
Ehhhh :((
To podobnie jak ja.
OdpowiedzUsuńWychodzę w nocy na balkon, na taras, na ulicę i jaram fajkę. Wtedy słucham sobie wrzeszczenia swierszczy, patrzę w gwiazdy i myślę: Kurwa, życie jest piękne. Wtedy mogę tańczyć, śpiewać, skakać, krzyczeć i towarzyszy mi to piękne uczucie wolności. Swoboda.
Cholera. Jesteśmy magiczne.
:*
Ale czekaj...
OdpowiedzUsuńUważasz, że życie za nieszczęście?
Ale jak sie urodzisz jako dziecko madre to cieszysz sie ze wzlotów i później jak upadasz to wysuwasz wnioski i błędu kolejny rax nie popelniasz. Chociaż ja popełniam te same błędy po sto razy.
OdpowiedzUsuńw sumie to ja mogłabym sobie to 'forever alone' na tym czole wytatuować. ale pocieszam się, że szczęśliwi ludzie otoczeni przyjaciółmi skończą w grobie tak samo jak ja.
OdpowiedzUsuńwłaśnie wróciłam do równie śmierdzących Pabianic. w ramach gorącego powitania dostałam kataru. zauważyłam też, że jak jest mi ciepło to się mniej nad sobą użalam.
ponieważ nie mam pojęcia co inteligentnego mogłabym jeszcze napisać to dorzucę kolejnego suchara: idzie Chopin i BACH!
No cóż, to ja Ci się tutaj rozpiszę, a co! (zaraz też zacznę pisać do Ciebie list :D)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: ja Ciebie też kocham <3 i piękne jest to, że zdajesz się mnie rozumieć, w większym stopniu, a to akurat niewielu ludzi potrafi! :*
Co do mojej pisaniny - no tak, jak by to ubrać w słowa...
Nie chcę pochwał. Nie chcę popularności. Nie chcę fanów, nie chcę akceptacji. Ja tylko pragnę uwierzyć, że to, co robię, ma sens i cel, że komuś się przydaje, że komuś pomaga. To o to głównie chodzi.
Sztuka to rzecz bardzo osobista i wiem, że bycie artystą jest trudne, tylko najgorzej jeśli jest się artystą, który sam siebie artyzmem zabija. Mamy tu przykład w mojej osobie - moja miłość do pisania jest chorobliwie toksyczna! To mnie czasem przeraża. Zaczynam pisać, czuję, jak przepływa przez mnie wena, czuję aż, jak elektryzuje mi się skóra, przymykam oczy. Potem czytam i... odczuwam wstyd. Żal. Myślę: 'to słabe. Okej, kochasz to, ale jesteś niczym więcej jak tylko porażką. Tracisz tylko czas. Z każdym dniem coraz bardziej to kochasz i z każdym dniem masz do siebie coraz większe pretensje. To niebezpieczne.'
O to w tym wszystkim chodzi. Jestem dla siebie bardzo surowa. Nie umiem tak po prostu sobie pisać, bo to sprawia mi przyjemność. Tak, sprawia, ale... tylko w samym momencie tworzenia. Potem są pretensje, rozczarowania, wstyd. Wielu mówi, że wiersze nie są ani dobre, ani złe, tylko Twoje. No dobrze. Okej. Ja jednak nie umiem przestać myśleć o nieustannym ocenianiu siebie. Analizowaniu setki razy tego samego wiersza. Cały mój proces twórczy hamuje przekonanie, że to, co kreuję, jest słabe.
No bo... Po co tracić czas, skoro się uważa, ze jest się beznadziejnym?
Ach My, Artyści. Wiecznie pod górkę, czyż nie?
:*
PS: Zapomniałabym! Trochę pozmieniałam. Teraz będę zapraszać na: http://surrealistyczna-pasja.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńCo do tekstu: wspaniale to ujęłaś i cieszy mnie, że napisałaś o zmianach. Bo miałam kiedyś taką osobę - a raczej internetowego przyjaciela (ech, stare dzieje...) który twierdził, iż człowiek się nie zmienia. WIERUTNA BZDURA, NO! Że tak się wulgarnie wyrażę, jestem jedną z osób, które w okresie dojrzewania przeżyły pierdoloną KOMPLETNĄ transformację. Na zmianach opiera się całe moje młodzieńcze życie i... i... No jak można sądzić, ze człowiek się nie zmienia? Skoro ja przeszłam niektóre zmiany typu z białego na czarne, a z czarnego na białe? Jak to wytłumaczyć? Nie wiem. No bulwersuje mnie taki tok myślenia, a jeśli jeszcze dodatkowo ktoś próbuje go narzucić... Ech. Niech się kiszą w swoich chmurnych (a raczej bzdurnych ) poglądach.
co słychać? gdzie jesteś? gdzie coś nowego?
OdpowiedzUsuńhalo, żyjesz?
SIĘ JESZCZE PODPISZĘ, ŻE JESTEM FIERCE ALE NIECHCĄCY ZALOGOWAŁAM SIĘ NA TO KONTO ALE ŻAL ;_;
Usuńcholera, a ja teraz czuję się jak takie raczkujące dziecko... Dawno nie miałam aż tak długiej przerwy w pisaniu. To było tak ciężkie... Coś dobrego ostatni raz napisałam chyba z kwartał temu. To znaczy teraz forma mi chyba wraca, no ale... Nie było łatwo.
OdpowiedzUsuńMyślę, że to całe cholerne przedstawienie mnie wypaliło. Za dużo siebie włożyłam w tą pierdółkę. I dlatego jeszcze nie napisałam nic większego, a miałam w planach coś mocnego stworzyć w czasie wakacji.
No cóż, trudno. Nie podołałam, ale teraz wstaję z upadku i wyciągam wnioski. Mam jakiś wybór? :)
JESTEM ZJEBANA
OdpowiedzUsuńKURWA
JESTEM ZJEBANA
Przegapiłam Twoje urodziny, FUCK!
Więc spóźnione (to nic, że 9 dni) życzenia.
Nanananana, sto lat, sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! Ehh, wszystkiego dobrego, żebyś była szczęśliwa, aby było zajebiście fajnie. Życzę ci zawsze i wszędzie natchnienia i weny, żebyś pisała częściej dla takich zjebanych czytelników jak ja <333333
I trzymam kciuki w ogóle zawsze i wszędzie, chociaż nie wiem za co, ale zawsze cię wspieram, joł!
Żeby Twoje marzenia się spełniły, bo na pewno są zajebiście piękne i pamiętaj, kocham Cię!
Love forever!
:*********************************
Jeszcze dodam, że to są chujowe życzenia i przepraszam, ale nie umiem inaczej ;*
UsuńJa się też dołączam! Jakbyś się pochwaliła kiedy masz urodziny to bym się wysiliła i Ci coś napisała, a tak to chuj .__.
UsuńNANANANA, NAJLEPSZEGO! Aż zacytuję Patti Smith: BONSAI, BONSAI, NIE UMIERAJ, PISZ I TRWAJ.
AMEN.
PS. JESTEM W DOMU. TAK ŻYJĘ, ALE CO TO ZA ŻYCIE ;____________;
Chujowa Bean.
ja w sumie raz wysłałam wiersz do gazety i tyle, oczywiście bez echa. Doszłam wtedy do wniosku, że jestem arcyzjebana i więcej nigdzie nic nie wysyłałam. A to było już dawno... Chyba z 2 lata temu.
OdpowiedzUsuńDobra, to Ci nie życzę ;_; Cofam wszystko! Nie jesteś stara! (Ile ty masz lat w ogóle? Tylko nie mów, że 19 ;_____; Załamiesz mój światopogląd. Albo... weź nie mów, nie dołuj się.)
OdpowiedzUsuńTen cytat to miszcz. Patti to miszcz i Robert! Matko, Rob D;!
<333333333333333
~B.