Czy można nie darzyć uwielbieniem tak rozkosznego w swej
prostocie aktu jakim jest poznanie nowego człowieka? Odwiedzenie nowego
miejsca, próbowanie nowych rzeczy? Procesu, w którym zaczynamy od zera, z
czystą kartą? Tworzenia od początku do końca; wtedy, kiedy całość należy do
nas, otwarcie, zamknięcie, przebieg historii, wszystko zależy od podjętej przez
nas decyzji? Podając rękę nieznajomemu możemy stać się, choćby na tę jedną, tak
błogą chwilę, kimkolwiek zechcemy. W tej jednej chwili możemy wyobrazić sobie
co tylko zapragniemy, możemy porzucić trywialny sposób myślenia, zapomnieć o
przyczynach i skutkach, oderwać stopy od ziemi. To my wybieramy. Możemy
przenosić góry, nie ma granic, one najzwyczajniej nie istnieją, my w to
wierzymy, więc tak jest, po prostu, bo przecież to wszystko jest nasze. Dusze
odrywają się od ciał i szybują, i dalej, i wyżej, tam w nieznane, tam, gdzie,
zdawało im się, że nigdy nie dotrą. Przed nami nic nie było i po nas nic nie
będzie, jesteśmy tylko my, jesteśmy obecnie, w tej chwili, która trwa wiecznie.
Cała reszta, wpatrzona z zachwytem, padająca na kolana i składająca pokłony, się nie liczy. Jedyne o co dbamy to szczęście, tak ulotne, które właśnie schwyciły koniuszki naszych palców.
Zostaliśmy stworzeni aby zdobyć świat.
Cała reszta, wpatrzona z zachwytem, padająca na kolana i składająca pokłony, się nie liczy. Jedyne o co dbamy to szczęście, tak ulotne, które właśnie schwyciły koniuszki naszych palców.
Zostaliśmy stworzeni aby zdobyć świat.
Przyjemne ciepło ogarniało jego serce, promieniowało przy
każdym miarowym uderzeniu, czuł je tu i tam, i wszędzie. Czuł je w skrywanym
uśmiechu, który wyrażał więcej, nie potrzebował słów. Był szczęściem. Tym
czystym.